2/2005 (30): Po 62 latach na Syberii...

Rozmowa z byłym prezydentem Polski Ludowej, generałem Wojciechem Jaruzelskim

Na uroczystości poświęcone 60-leciu zwycięstwa w II wojnie światowej w Moskwie Prezydent Rosji Władimir Putin zaprosił m. in. prezydenta RP Aleksandra Kwaśniewskiego i byłego prezydenta Poski Ludowej generała Wojciecha Jaruzelskiego, postać niejednoznaczną w polskiej historii i polityce. Podczas przyjęcia na Kremlu Prezydent Putin wręczył generałowi Jaruzelskiemu, uczestnikowi II wojny światowej, medal "60-lecie Zwycięstwa". Ten fakt oraz przemilczenie roli Polski i Polaków we wkładzie w zwycięstwo nad faszyzmem negatywnie odbiły się w mass-mediach w Polsce. Natomiast zupełnie nie znalazł miejsca fakt wizyty Wojciecha Jaruzelskiego 10-12 maja na Ałtaj na Syberii Południowej. Tu, w mieście Bijsku, 10-12 maja generał spotkał się z kierownictwem Kraju i gubernatorem Michaiłem Jewdokimowem, z kombatantami i złożył wieniec przed pomnikiem obrońców Ojczyzny. Odbyło się też spotkanie z miejscową organizacją polonijną "Biały orzeł" skupiającą się wokół parafii ks. Andrzeja Obuchowskiego.

Jednakże głównym celem wizyty syberyjskiej było odwiedzenie grobu ojca, Władysława Jaruzelskiego, pochowanego na cmentarzu Zarzecznym Bijska w 1942 roku. Poza tym Wojciech Jaruzelski odwiedził dom przy ul. Gorkiego 37, gdzie mieszkał do roku 1943. Dom poznał od razu, chociaż nie znalazł studni przy bramie. I od razu przypomniał, że spał na podłodze, a siostra i matka - na własnoręcznie zrobionych z klocków narach. "Zimą w domu było bardzo chłodno, ratował duży rosyjski piec. Ale straszniejszą od mrozu była burza śnieżna. Pamiętam jeszcze, jak wiosną wprost na drodze sadziliśmy ziemniaki - ogrodu nie starczało". Wojciech Jaruzelski starał się przypomnieć dawny Bijsk, który jego zdaniem, dziś mało się zmienił. Nic zresztą dziwnego: mimo przebudowy i demokratycznych reform miasto, jak i w czasach sowieckich, zdobią czerwone sztandary - po 10-15 na każdym gmachu oraz transparenty. Najwięcej transparentów "Chwała wyzwolicielowi!" jest na salonie automatów do gier. Takie transparenty wisiały na każdej (!) instytucji oraz na budynkach sklepów. Jak się okazało, administracja miasta w trybie przymusowym zmusiła do tego wszystkich przedsiębiorców.

Ponadto wzdłuż ulic umieszczone zostały olbrzymie plansze reklamowe ze słowami i datami ze szkolnego podręcznika historii. Nie chciałbym pomniejszać znaczenia Wielkiego Zwycięstwa, ale jest to wyraźna przesada i nieracjonalne wykorzystanie pieniędzy podatników. Zwłaszcza, że Ałtaj nie jest bynajmniej regionem kwitnącym mimo bujnej przyrody. Wiele przedsiębiorstw w Bijsku nie działa, ludzie nie mają pracy. Widać to zarówno po ubraniu ludzi, jak też po czarnych spitych twarzach. Na wiadomość, że jestem z Abakanu (o ile wiedzieli jeszcze, gdzie jest takie miasto) mieszkańcy Bijska wyrażali sympatię do naszego miasta, podkreślając jego czystość i europejski styl.

Miasto Bijsk liczące obecnie około 240 tys. mieszkańców, ma więcej mieszkańców niż Abakan, ale nierzadko odnosiło się wrażenie, że się jest w innym kraju. Zwłaszcza podczas rozmowy z mieszkańcami Bijska, którzy przytaczali przykłady jak gdyby z przeszłości - presji ze strony KGB (FSB), bezczynności milicji, braku swobody słowa. Niebawem dało się to odczuć na własnej skórze. Razem z dziennikarzami miejskich i krajowych mediów fotografowaliśmy pobyt delegacji na cmentarzu. Na końcowym etapie, gdy VIP-iści udali się do samochodów, wyskoczył ktoś z ochrony i brutalnie zabronił dziennikarzom filmowania. Wszyscy fotoreporterzy grzecznie położyli aparaty. A ja zapytałem - dlaczego? Na co otrzymałem brutalną odpowiedź, że jest wskazówka odgórna. I tu się okazało, że gubernator Michaił Jewdokimow zaprosił do stołu zaopatrzonego w alkohol, a po kielichu twarz, oczywiście, zaczerwieniła się. A przecież można było grzecznie wytłumaczyć dziennikarzom, że gubernator nie życzy sobie fotografowania się w takiej chwili i nie byłoby w tym nic dziwnego. Ałtaj należy do tzw. "czerwonej strefy" i ten fakt jest wymowny. Jak informowali napotkani przeze mnie ludzie, satyryka i aktora Jewdokimowa wybrali na gubernatora, ponieważ "komuniści wprost zamęczyli".

Podczas wizyty byłego prezydenta Polski Wojciecha Jaruzelskiego w kraju ałtajskim zostały zastosowane niezwykłe środki bezpieczeństwa i niełatwo było z nim porozmawiać. Dzięki pomocy Konsula Generalnego Ambasady RP w Moskwie pana Tomasza Klimańskiego udało się przeprowadzić wywiad z p. Wojciechem Jaruzelskim.

Panie Prezydencie, po 62 latach przybył Pan do kraju, gdzie spędził swe młode lata. Jak to się stało, że okazał się Pan wtedy na Syberii?

Chcę wspomnieć te lata, tych ludzi... zwiedzić miejsca, w których spędziliśmy część życia wraz z matką i młodszą ode mnie o 5 lat siostrą...

Pochodzę z rdzennej Polski. Urodziłem się na Lubelszczyźnie. Dzieciństwo spędziłem na Podlasiu. 6 lat uczyłem się w Warszawie w gimnazjum u księży Marianów, ale na wakacje przyjeżdżałem na wieś, gdzie mój ojciec administrował dużym majątkiem ziemskim, który był własnością moich dziadków. To pozwoliło zostać mi później generałem, bo gdyby ojciec był właścicielem tego majątku jako obszarnik, (pomieszczyk) takich szans bym nie miał, mógłbym jedynie funkcjonować jako inteligencja.

Zesłanie na Syberię - to nasza rodzinna tradycja: dziadek był uczestnikiem powstania 1863 r. i został na 8 lat zesłany na Syberię. Ojciec walczył z Armią Czerwoną podczas wojny sowiecko-polskiej 1920 r. Wszystko tak się układało, że musiałbym nienawidzieć Rosjan. Początkowo tak też było. Gdy jednak naszą rodzinę deportowano, ujrzałem zwykłych Rosjan, Sybiraków. Poznałem ich serdeczność. Nie zważali, że jesteśmy Polakami - dzielili się z nami ostatnim kęsem chleba. A potem front umocnił to uczucie i oto dziś szanuję i kocham Rosję i Rosjan.

W czasie wojny, kiedy Niemcy napadli na Polskę, tak jak wiele polskich rodzin ratowaliśmy się ucieczką na Wschód. Dojechaliśmy prawie do starej granicy polsko-radzieckiej, kiedy okazało się, że przekroczyły ją wojska radzieckie - Armia Czerwona. I w związku z tym cofnęliśmy z powrotem - ale już nie do swego miejsca zamieszkania, ale na Litwę, która wtedy była niepodległym państwem. Następie z Litwy w dniu 14 czerwca - prawie tydzień przed wybuchem wojny - zostaliśmy deportowani na Syberię. Nasza rodzina składała się z czterech osób: ojciec, matka, młodsza o pięć lat ode mnie siostra oraz ja. Kiedy nas deportowano - ojca zabrano osobno. Aresztowano go i skierowano do łagru w Krasnojarskim Kraju. Do dzisiaj pamiętam - Łagpunkt 7 obóz Reszoty. Ojciec został w tym obozie, my zaś zostaliśmy zesłani do tajgi do miejscowości Turoczak.

I dopiero później, 30 lipca 1941 roku, po umowie zawartej między Stalinem a generałem Sikorskiem, premierem Emigracyjnego Rządu Polskiego w Londynie, aresztowani Polacy zostali amnestionowani, chociaż nie dawało to im prawa powrotu do ojczyzny. My też uzyskaliśmy pewne swobody. Co prawdę miałem zakaz opuszczenia Turoczaku, ale nielegalnie z niego się wydostałem i przyjechałem do Bijska.

Dlaczego właśnie do Bijska?

Tu po wyjściu z obozu przyjechał mój ojciec, który poszukiwał nas śladami litewskimi. Wiedział że myśmy zostali wywiezieni z Litwy i pytał, gdzie są Litwini. Powiedziano mu że do Bijska (Kraj Ałtajski) skierowano duży transport z Litwy. Kiedy ojciec przyjechał do Bijska, szczęśliwy traf chciał, że spotkał tu znajomych Polaków z Litwy, którzy powiedzieli, że jesteśmy w Turoczaku. Kiedy dowiedzieliśmy się o przyjeździe ojca, udało się nam uciec z Turoczaku i spotkaliśmy się z ojcem. Trudno było go poznać: wcześniej był człowiekiem mocnym i wcześniej nawet nieco z nadwagą, a teraz - to był szkielet! Po obozie był strasznie wycieńczony. Żył jeszcze parę miesięcy, pracował zresztą jako koniuch (miał wyższe wykształcenie agronomiczne). Został pochowany na cmentarzu w Bijsku.

Ja poszedłem do armii w czerwcu 1943 r. do Riazańskiej szkoły oficerskiej, a następnie zostałem dowódcą plutonu wywiadu kawaleryjskiego. Doszedłem do Berlina. Dwukrotnie byłem ranny i raz kontuzjowany. Moja matka i siostra zostały tutaj na dłużej, do Polski przyjechały dopiero w 1946 r.

Panie Prezydencie, Polacy i polska prasa z niezadowoleniem przyjęli brak oceny polskiego wkładu w zwycięstwo w II wojnie światowej w przemówieniu prezydenta Putina podczas uroczystości 9-majowych w Moskwie. Mnie osobiście, takie wyraźnie ignorujące Polskę i Polaków stanowisko prezydenta nie podoba się i jest ono brzemienne pogorszeniem i bez tego chłodnych stosunków Polski z Rosją. Osobiście, jako Polak mieszkający w Rosji, czuję się szczególnie tym dotknięty. A Pan?

Wie Pan, ja też odczułem to bardzo boleśnie, bo nasz naród poniósł szczególnie duże straty. 6 milionów polskich obywateli zostało pozbawionych życia. Mieliśmy dużą armię. Jako jedyny chyba kraj w Europie Polska nie miała rządu kolaboracyjnego, tak, jak w Zachodniej Europie. Jedynie polska flaga zawisła w Berlinie obok radzieckiej. Jedynie żołnierze polscy uczestniczyli w defiladzie zwycięstwa w 1945 roku w Moskwie. Polacy walczyli wspólnie z Armią Radziecką. Wspólnie wyzwoliliśmy Warszawę i naszą Polskę. Stosunki mieliśmy bardzo dobre. Byliśmy traktowani jako drugi kraj w sensie znaczenia w naszym bloku. Każdy powinien się zastanowić dlaczego tak się stało? Chciałbym spojrzeć na to pod kątem naszej własnej odpowiedzialności. Uważam, że w Polsce powstał pewien klimat wytworzony przez niektórych polityków, przez część mass-mediów, tych agresywnych i krytycznych wobec Rosji, wydobywających w formule bardzo nieprzyjaznej bolesne wydarzenia z przeszłości - Katyń, pakt Ribbentrop-Mołotow. Liderzy różnych krajów mówią dziś o sowieckiej okupacji. Było to jednak wyzwolenie spod terroru nazistowskiego. Dlatego, kiedy słyszą, że to była druga okupacja, ich to bardzo boli.

9 maja - to święto. Jestem bardzo szczęśliwy, że zostałem zaproszony na to wielkie święto. A w Polsce byli tacy, którzy radzili mi nie jechać. Powiedziałem, że pojadę obowiązkowo.

Czy uważa Pan, że stosunki Rosji z Polską, mimo konfrontacji oraz odmiennego traktowania historii przez strony, należy umacniać i rozwijać?

Uważam, że stosunki Polski i Rosji powinny być dobrosąsiedzkie. Można i trzeba utrzymywać stosunki między naszymi krajami. A to dlatego, że nawet najboleśniejsze aspekty tych stosunków - deportację, Katyń, obozy, śmierć ludzi - można zmienić na lepsze. Jest to los ludzki.

Największe ofiary stalinizmu ponieśli Rosjanie, naród radziecki. Miliony zginęły jeszcze przed wojną. To prawda, że w naszej historii była taka stronica. Nie powinna jednak dzielić nas, tylko w pewnym sensie łączyć. Była wspólna tragedia, ale potem była wspólna walka i wspólne zwycięstwo. 600 tys. żołnierzy radzieckich spoczywa w polskiej ziemi. Mój ojciec i tysiące Polaków spoczywają w ziemi rosyjskiej. Nawet takie cmentarze powinny nas łączyć. Każda śmierć jest lekcją - należy żyć myśląc o przyszłości.

Jednakże Rosja i Zachód - to różne światy. Czy Zachód zrozumie Rosję?

Można powiedzieć, że nie ma ekonomicznej i ideologicznej bariery między krajami Europy i Rosją po zakończeniu "zimnej" wojny w 1989 r. Rosja - to olbrzymi kraj, kontynent. Szczerze życzę, aby Rosja pozostała potężnym państwem. Z dużym zainteresowaniem śledzę, jak wasz prezydent usiłuje umocnić autorytet Rosji. Dużo odbudowuje, ale w pełni odbudować dawny wpływ raczej mu się nie uda. A może i nie trzeba? Najważniejsze, aby z Rosją się liczono. Właśnie temu, moim zdaniem, służy polityka prezydenta Putina.

Zawsze to co najważniejsze jest wewnątrz. Będziesz szanowany, gdy zobaczą, jak rozstrzygasz problemy gospodarcze i polityczne wewnątrz swego kraju. W Rosji należy wiele zrobić w sferze gospodarki. Gdzieś czytałem, że dochód narodowy Rosji jest taki, jak w Holandii. Nie do wiary...

W Polsce osoba Pana kojarzy się przede wszystkim z dramatycznym okresem w najnowszej historii Polski - z wprowadzeniem stanu wojennego. Czy Pan i teraz uważa, że ten krok był konieczny?

Tak, uważam też teraz, że wprowadzenie stanu wojennego było konieczne. Lata 1980-1981 były wyjątkowo trudnym okresem dla Polski. Manifestacje "Solidarności" zagrażały stabilności. Istniało zagrożenie interwencji, ono mogło nastąpić jako ciąg dalszy procesu, który u nas występował - rozpadu państwa, anarchizacji, rozkładu gospodarki. Groziła nam wojna domowa. Stan wojenny uratował Polskę przed głodem i chłodem. Nie można było dopuścić do konfliktu bratobójczego. Interwencja w realiach tamtego czasu realnie nam groziła, aby zabezpieczyć drogi do NRD, zabezpieczyć trwałość układu Warszawskiego. Bez Bułgarii i Rumunii układ Warszawski mógłby istnieć, natomiast bez Polski - w żaden sposób.

Po przyjściu Gorbaczowa ułożyły się normalne stosunki partnerskie, które pozwoliły rozstrzygnąć wiele bolesnych problemów - Katyń, pakt Ribbentrop-Mołotow. Szkoda, że się urwała współpraca. W 1989 r. złożyłem oficjalną wizytę w ZSRR. W składzie delegacji był minister ds. młodzieży Aleksander Kwaśniewski. Dziś jest on prezydentem, bardzo utalentowanym politykiem.

Na zakończenie, co Pan prezydent chciałby powiedzieć Polakom, potomkom Polaków, mieszkających na Syberii?

Zacznę od rzeczy oczywistych, życzeń najprostszych: zdrowia, dobrego samopoczucia, dobrej pracy, pociechy z dzieci i wnuków, satysfakcji z tej drogi, którą każdy przeżył, zwłaszcza jeśli jest to pokolenie, które walczyło, które przyczyniło się do zwycięstwa nad faszyzmem.

Drugie: życzyłbym, ażeby pamiętać o korzeniach i wychować w duchu narodowym kolejne młode pokolenie. Nie po to, żeby się wyróżniać, nie po to, żeby tchnąć nieprzyjaźnią w stosunku do Rosjan i innych narodów. Uważam, że trzeba być lojalnym obywatelem swojego kraju, pracować dla niego z pożytkiem, ale jednocześnie zachować poczucie więzi ze swoją bogatą tradycją i piękną polską historią, w którą wpisane są bohaterskie karty.

Życzyłbym, by czerpać jak najwięcej z polskiej kultury, wielkiego bogactwa polskich tradycji. Jednym słowem - wzbogacać tę szeroką paletę, którą człowiek się powinien posługiwać po to, żeby być bogatym wewnętrznie, żeby lepiej się czuć wśród innych ludzi.

W Polsce piszą obecnie, że marszałek Rokossowski nie był Polakiem, ponieważ był wybrańcem Stalina na stanowisko ministra obrony Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Tymczasem niedawne spotkanie świadczy wręcz o czymś innym. Podczas przyjęcia w ambasadzie polskiej kilka dni temu podeszła do mnie kobieta w wieku 25-28 lat i odezwała się do mnie po polsku. Jak się okazało, marszałek Rokossowski był jej pradziadem! Rokossowski miał córkę Adę-Adrianę, która wyszła za mąż za Rosjanina, a ich syn zachował nazwisko Rokossowski. Ta prawnuczka, również Adriana, doskonale mówi po polsku (Rokossowski dobrze mówił po polsku, ale jego wnukowie już tylko rozumieli ten język). Ja ją pytam, gdzie się nauczyła polskiego? A ona odpowiada: "W kościele, w Moskwie". Widzicie, jak wyszło: Rokossowski był nie wierzący, a jego potomkowie poszli do kościoła...

Czy Pan jest człowiekiem wierzącym?

Pochodzę z bardzo religijnej rodziny. Jak już mówiłem, 6 lat uczyłem się w katolickim gimnazjum, byłem pomocnikiem księdza. Podczas wojny w Syberii, a następnie i na froncie wierzyłem w Boga. Ale to jakoś stopniowo minęło.

Szanuję rolę Kościoła, a zwłaszcza wielki wkład w humanizm i moralność Polaka Jana Pawła II - Karola Wojtyły. Uważam, że porządnym może być również człowiek niewierzący.

Rozmawiał dr Sergiusz LEOŃCZYK

Na zdjęciu:

Tak wyglądał Wojciech Jaruzelski w roku 1944 (fot. z archiwum Nikołaja Fomina, Bijsk).



 

Głównym celem wizyty syberyjskiej Wojciecha Jaruzelskiego było odwiedzenie grobu ojca, Władysława Jaruzelskiego, pochowanego na cmentarzu Zarzecznym Bijska w 1942 roku.









< powrót

Organizacje